wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 19

Wstałam z łóżka i powędrowałam prosto pod prysznic.
Puściłam słaby strumień gorącej wody. Do łazienki wszedł Zayn, wystraszyłam się choć przez zaparowane szyby nic nie było widać.
- Sory! Tylko zęby umyję, nie krępuj się.
- Spoko... Zayn?
- No - słowa przytłumiła piana z pasty w jego ustach.
- O której dzisiaj jedziemy? Bo też będziemy musieli wrócić autobusem. Znowu tatuś nawalił.
- I tak bym wolał autobusem, boje się twojego taty.
- Czemu?
- Silny i dobrze zbudowany jak na biznesmena a do tego jesteś córeczką tatusia. Nie chciał bym się mu narazić. 
- Hah, dobra.  Pojedziemy po południu.
- Jak sobie księżniczka życzy - zaśmiał się.  
- Ah ty mój księciuniu - wytknęłam rękę lekko uchylając drzwiczki i wzięłam duży kremowy ręcznik i owinęłam nim ciało. Wyszłam z kabiny przeczesując mokre włosy. Zayn położył rękę w miejscu w którym ręcznik był umocniony. Lekko odepchnęłam go rękami i cofnęłam za drzwi.
- Bay - uśmiechnęłam się szyderczo i zamknęłam mu je przed nosem. 
- Kennedy - odpowiedział z zażenowaniem i walnął w nie ręką.

***

- Ja jadę do klientki, nie roznieście domu. Jak wrócę to niestety was nie będzie. Więc teraz się pożegnam. - ucałowała przemiennie moje policzki i z Zayn'em zrobiła to samo - Złociutki, już chyba w tym roku się nie zobaczymy. Zapraszam Cię na kolejne święta z nami jeśli miałbyś tylko ochotę.
- Nie wiem jak ja się pani odwdzięczę.
- Ah Zayn przestań - przytuliła się do niego - Pa skarbeczki - ucałowała mnie w czoło.
Wyszła zamykając za sobą drzwi.
- Jesteśmy sami! - objął moje uda i unosząc mnie do góry przełożył na ramię i przeniósł mnie na rękach po schodach.
- Zaayn! John jest w domu!
- A tam! - położył mnie na łóżku i zaczął rozpinać moją koszulę.
Zdjęłam mu koszulkę a ten odpiął mój guzik od spodni.
- Malik, koniec - wydusiłam z siebie gdy ten obdarowywał pocałunkami moje podbrzusze - Zayn!
Oddalił się ode mnie głośno dysząc, jego potargane włosy zasłaniały mu połowę twarzy.
Przeczesał je i biorąc koszulkę założył ją. Zapięłam z powrotem czarną koszulę z ozdobnymi kolcami na ramionach i bordowe spodnie.
- Mieliśmy się lepiej poznać - poprawiłam koka.
- Chyba już wystarczająco się znamy - usiadł naprzeciwko mnie.
- A, no tak zapomniałam że jesteś jak każdy facet. Myślisz tylko o jednym.
- Nie zależy mi tylko na tym, Keny jak patrzę na ciebie.. to wręcz nie mogę się powstrzymać.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju.


Wkładałam wszystkie potrzebne rzeczy do torby i położyłam ją w przedpokoju. Postawiłam na stole dwa kubki z herbatą i zalałam je wrzątkiem. Usiadłam na drewnianym krześle i upiłam łyk malinowej cieczy. Usłyszałam głośne kroki Zayna schodzącego po schodach.
- Idziemy?
- Spieszy ci się? Choć napijesz się.
- Okej - rzucił torbę w kąt.
Wypiłam duszkiem resztę herbaty i wstałam z krzesła.
- Już jedziecie? - zapytał mój brat.
- Właściwie to tak, zbieramy się. Masz tu klucze, odwiedzę was jeszcze.
- Dobra siostra. Narazie. - mocno mnie przytulił  - Cześć - pożegnał się z Zayn'em robiąc z nim sklejkę.
Założyłam szary płaszcz i czarne kozaki, przełożyłam torbę przez ramię i wyszliśmy z domu.
Ulepiłam małą śnieżną kulkę i rzuciłam prosto w okno brata.
- Jakaś ty celna.
- Trening czyni mistrza - zaśmiałam się.


Przejechałam rękawiczką po wyżłobionym napisie na przystanku,"K+Z" w serduszku.
- Co to? - zapytał brązowooki.
- Kennedy + Zack, to był nasz przystanek, miejsce gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy.
- Ta bardzo romantyczne - zironizował - Tęsknisz za nim?
- Na początku tęskniłam, teraz tylko trochę mi go brak.
- Był zwykłym skurwysynem.
- Nie mów o nim tak, musiał wyjechać.
Wyjął z kieszeni kurtki niebieskie Viceroy i odpalił jednego.


Idąc zobaczyliśmy przed bramą wymachującego rekami  Mike'a.
- Ogarnij się pajacu - podeszliśmy do niego.
- Jak tam święta? - zapytał Michael z bananem na twarzy.
- A dobrze, Zayn dostał szalik - pociągnęłam za czarno-biały materiał - A, i stał się "skarbeczkiem"mojej mamy - zrobiłam cudzysłów palcami.
- Ma się ten urok osobisty - wyszczerzył się Malik - A jak u ciebie?
- Nie uwierzysz.
- No chyba nie - popatrzył na niego jak na debila - Wal konkretami.
- Będę miał rodzeństwo.
- Hahahahahaha! Nie pierdol, znowu?
- No to już ósme.
Zachłysnęłam się powietrzem.
- Masz ósemkę rodzeństwa? - zapytałam zdziwiona.
- Niestety, pięć sióstr i 2 braci.
- Wow!

Weszliśmy za blondaskiem do jego pokoju.
- Panie które tu sprzątały, widząc jaki tu był syf, prawie na zawał padły - zaśmiała się Martha.
- To tu był dywan? - zdziwił się Mike patrząc w podłogę.
No fakt, muszę przyznać że jego pokój jeszcze przed świętami wyglądał tak jakby przeszło przez niego tsunami.


***

Siedzieliśmy na lekcji matematyki, nauczycielka wpisywała coś w dzienniku i oddawała sprawdziany.
- Williams! - podeszłam i wzięłam plik złączonych kartek. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu.
- Co dostałaś? - zapytał po cichu Mike.
- Czwóra rozumiesz? Czwórka - byłam zadowolona z oceny bo na pewno mi się należało za te wszystkie godziny spędzone na nauce.
- Piona - wyciągnął rękę w moja stronę. Przybiłam i ze zdziwieniem zapytałam.
- Ty też dostałeś?
- Ja? Niee, dwójkę jestem z siebie dumny.
- Ta, masz powód - zironizowałam.
- Malik! - na te słowa podniosłam wzrok - Jest naprawdę źle.
Podali mu kartkę i patrząc na ocenę wrzucił ją miedzy strony podręcznika.
Włożył słuchawki w uszy i zaczął mazać coś w zeszycie.
- Zayn Malik! Natychmiast wyjmij te słuchawki - nauczycielka zwróciła mu uwagę.
Posłuchał i wyjął ale za to położył nogi na ławce.
- Malik, weź te nogi.
- Albo słuchawki albo to. Niech się pani tak nie rządzi, myśli pani że jak postawiła mi jedynkę to jest pani królową świata. Nie kurwa, mam w dupie tą jedynkę! Niech się pani jebie.
- Zayn, nie wyrażaj się! Jak tak możesz, trochę szacunku. do dyrektora! - złapała go za kaptur bluzy i poszła z nim do gabinetu.


- Za karę kazała ci odśnieżyć cały parking i chodnik? Hahaha! - Mike śmiał się wniebogłosy.
- Zamknij ryj! - stanął przed nami z niebieską szuflą.
Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać razem z nim.
- No dajesz dajesz! Samo się nie odśnieży! - dopowiedziałam.
- Ej Zayn? Może ci pomóc? Ha!
- Kurwa, dwóch debili się dobrało. Wypierdalać! - oburzył się Malik.
-Zayn, bierz się do pracy. A wy mu nie przeszkadzajcie - przez okno wyjrzała pani dyrektor i zwróciła się do nas.
- Dobrze pani Smith! - odpowiedzieliśmy jako dobrzy uczniowie.
Zaczęliśmy się z Mikem rzucać śnieżkami i po chwili lepić bałwana.
Michael postawił trzy duże kule na sobie, od największej do najmniejszej.
Last Christmas I gave you my heart. But the very next day you gave it away. This year To save me from tears. I'll give it to someone special!! - śpiewaliśmy ubierając bałwana.

- Jeszcze tylko jedna rączka! - krzyknął zadowolony Mike wbijając gałązkę w tułów bałwana- I jak Malik  podoba ci się moja nowa dziewczyna? 
- Taka dupa że ja pierdziele - zironizował chłopak. 

-------------------------------------------------------

Hej! Rozdział się spodobał? Myślę że tak :)  Kolejny rozdział najprawdopodobniej po świętach. Więc wesołych i pogodnych świąt spędzonych miło w gronie rodzinnym.

I tak na koniec specjalnie dla was - Wham! - Last Christmas









niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 18

- Ulepimy dziś bałwana? - zgniatałam w rękach małą śnieżną kulkę.
- Nie - Zayn popatrzył na mnie z zażenowaniem - Jestem za stary na takie zabawy skarbie.
- Nikt nie jest na to za stary, po prostu ty jesteś zwykłym..gburem - złożyłam ręce na klatce piersiowej.
- Ja zachowuje się jak cywilizowany człowiek, a nie jak 5 letnie dziecko.
- Gbur! - oburzyłam się.
- Nie będę się z tobą kłócił myszko, idę po fajki, czekaj tu chwile - stanęliśmy obok sklepu spożywczego.
- Hm, nie masz ukończonych 18 lat więc ci raczej nie sprzedadzą.
- Ah - zaśmiał się i wyjął z kieszeni skórzanej kurtki małą plakietkę zwaną dowodem osobistym - Chyba raczej sprzedadzą -  wyszczerzył się.
- Oszust.
- Ale za to jaki sprytny - uśmiechnął się i zniknął w głębi sklepu.
Stałam oparta o szarą ścianę budynku i patrząc na spadające płatki śniegu. W okolicy nikogo nie było, cisza jak makiem zasiał. Nagle usłyszałam obok siebie dźwięk rozbitej szklanej butelki, odwróciłam się w tę stronę.
- Mówiłem że się jeszcze spotkamy - przed sobą ujrzałam osobę która była na szarym końcu mojej listy "Osoby z którymi chciałabym się dziś zobaczyć".
- Mark, możesz się ode mnie odpierdolić już raz na zawsze? - oddaliłam się od niego.
- Oj nie, nie, nie - Podbiegł i złapał mnie za kołnierz kurtki - Nie daruję Ci, przez ciebie siedziałem w poprawczaku i pożałujesz - rzucił mną o twardy, oblodzony chodnik.
- Ja nie chciałam iść na policję, to rodzice.
- Chuj mnie to interesuje! - kopnął mnie z całej siły w plecy kiedy próbowałam wstać - Zapłacisz za to!
W tym samym czasie podbiegł Zayn i łapiąc go za kurtkę przycisnął mocno do ściany.
- Malik skurwysynie.
- Collins, ja cię ostrzegałem, ja cie kurwa ostrzegałem. Ale nie! - rzucił go na ziemie i okładał pięściami.
- Malik do cholery - chłopak nie dawał za wygraną.
W końcu dał spokój, Zayn wstał z niego podniósł go i trzymając mocno za kark podeszli do mnie.
- Mam cie więcej na swojej drodze nie spotkać. A teraz ją przepraszaj! - wskazał na moją osobę.
- Ani mi się śni - dyszał a Malik za te słowa przywalił mu kolanem w brzuch.
- Przepraszaj.
Podniósł głowę patrząc na mnie przekrwionymi oczami pod którymi były siniaki a z nosa leciała mu krew. Często się bił ale jeszcze nigdy nikt go tak nie  urządził.
- Przepraszam - Zayn puścił go a ten pobiegł w drugą stronę.
-Nic ci nie jest? - zapytał pomagając mi wstać. Stanęłam na równe nogi i ruszyliśmy w długą.

- Rozumiem że mu się należało.. ale chyba przesadziłeś - skrzywiłam się.
- Dostał jeszcze za starą sprawę, nie widzę problemu... i nie wiedziałem że ty też masz z nim coś wspólnego.
- No niestety, miałam. To jest ten który kiedyś pod klubem chciał mnie zgwałcić.
- Spojrzał na mnie przejęty - Mogłem mu mocniej przypierdolić.
- Jesteś bardzo silny - zabrałam jego rękę z moich ramion i odsunęłam się, nie powiem teraz się go trochę boję.
- Trenowało się kiedyś - zamyślił się i spojrzał na mnie - Ty chyba nie myślisz że mógłbym zrobić ci krzywdę?
- Nie - skłamałam.
- To dobrze - pocałował mnie czule w czoło.

***

- A więc mówisz że wyznawcy islamu mają troszeczkę podobną religię do naszej? - zapytała moja mama Zayna mieszając coś w garnku.
- Dokładnie.
- Te twoje opowiadania o tym, to świetna lekcja religii! - obdarzyła nas szerokim uśmiechem.
- To prawda, nie każdemu daję takie lekcje ale pani jest przeuroczą kobietą - zaśmiała się słysząc komplement.
- Lizus - powiedziałam cicho wytykając mu język.
- No co, trzeba jakoś przeżyć nie? - uśmiechnął się.
- John czy mógłbyś zostawić ten telefon w spokoju i zasiąść razem z nami do kolacji? - zawołała matula.

- Mamo, kolacja nie ucieknie, ale dziewczyna może to zrobić - spojrzałam na niego zadziornie.
- Oh Johnny! Nie chwaliłeś się że masz dziewczynę - mama była wręcz z niego dumna.
Spojrzał na mnie i przejechał palcem po szyi co miało oznaczać że mnie zabije.



Po kolacji poszliśmy do pokoi.
- Jutro znowu do szkoły - westchnęłam kładąc głowę na oparciu dużego, szarego fotela.
- No, znowu będę musiał patrzeć na krzywą mordę Michaela.
- Mój boże, jak wy się lubicie - przeciągnęłam sie i zmieniłam miejsce położenia na łóżko. Położyłam się na plecach wpatrując w sufit. Zamknęłam oczy i gdy je otworzyłam zobaczyłam przed sobą twarz chłopaka. Ujął moją dolną wargę w swoje i po chwili wsunął swój język i gładził nim moje podniebienie. Sielanka nie trwałą długo bo do pokoju wszedł mój brat i automatycznie się od siebie oddaliliśmy.
- Nie przeszkadzajcie sobie - podszedł do szafy i wyjął z niej laptopa.
- Ej.
- Chyba jesteś czymś innym zajęta - zaśmiał się i zamknął drzwi.

----------------------------------
- HEEJ! I jak rozdział? Podobał się? No mam nadzieję że tak. Nie miałam weny i w pisaniu przeszkadzała mi koleżanka (pozdrawiam Marcelinę xd) więc mogło jednak być słabo. Ale cóż.
Jest 18 rozdział. A następny prawdopodobnie we Wtorek.
Pozdrawiam ;**
KOMENTARZ  - WIELKA MOTYWACJA

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 17

23 grudnia - C.D

- Ja ciebie też skarbie. Widzimy się jutro. Tęsknię - czytałam sms'y z telefonu mojego brata - Haha! Nie no nie chwaliłeś się że masz dziewczynę - darłam się na cały dom uciekając przed John'em.
- Oddawaj! - w końcu mnie dorwał i zabrał to co do niego należało.
- No więc, kiedy ją poznam? - zapytałam kładąc ręce na biodra.
- Nigdy! Odpierdol się!
- Johnny, co ci jest? - popatrzyłam na niego dziwnie kiedy zdenerwowany z hukiem zamknął drzwi od swojego pokoju.
Wzruszyłam ramionami i zeszłam po schodach do kuchni.
- Co mu jest? - zapytałam mojej mamy rozmawiającej z Zayn'em.
- Nie wiem, jest taki od jakiegoś czasu - skrzywiła się.
- Pogadam z nim. Gdzie tata?
- Ciężko pracuje na awans, to dla niego bardzo ważne.
- A rodzina nie jest ważna?
- Oj skarbie, przecież dobrze wiesz że jest równie ważna - uśmiechnęła się tak jakby chciała ale nie mogła.
- Tak wiem, wiem. Może ja też pomogę? - zapytałam i spojrzałam na Zayn'a który kroił warzywa.
- Bardzo proszę - podała mi produkty z których miałam wykonać pudding.


24 grudnia 
5.30 PM


W kuchni moja mama przygotowywała ostatnią potrawę - indyka, ja włączałam płytę z kolędami, lekko ściszyłam, Zayn i Johnny ubierali choinkę. Była piękna, lampki w które była opleciona świeciły jak gwiazdy na niebie a czerwone kokardki wszystko dopełniały.

Ogólnie Brytyjczycy nie obchodzą wigilii ale u nas tak się przyjęło że jest to tak samo ważny dzień jak i pierwszy i drugi dzień świąt. Rozłożyłam biały obrus na dużym drewnianym stole po czym mój tata rozłożył pięknie wykończone sztućce i talerze. Matula położyła porcelanową wazę z  barszczem na stolę i zaczęła nalewać. Wszyscy elegancko ubrani zasiedli do stołu.
Tylko jedyny Zayn udając sie w stronę schodów powiedział.
- Więc wesołych świąt - uśmiechnął się.
- Zayn kochaniutki, czemu odchodzisz? - zapytała czule moja mama.
Zayn kochaniutki. Zayn kochaniutki. Chyba bardzo go polubiła.
- Ja nie obchodzę świąt. Wyznaję islam, jestem muzułmaninem - spuścił głowę.
- Ah! Więc tak, spokojnie. To przynajmniej usiądź z nami.
- Dobrze.
Podzieliliśmy się opłatkiem i zabraliśmy się za jedzenie barszczu.


25 grudnia 


- Zaayn! Wstawaj - krzyknęłam mu do ucha kiedy smacznie spał.
- Co? Pali się? - spojrzał na mnie ślicznymi zaspanymi oczami.
- Nie, nie pali się! Prezenty! Chodź!
- Ja już mówiłem że nie obchodzę świąt C.Z.Y.L.I też nie przyjmuję prezentów - położył z powrotem głowę na poduszkę.
- Ale ty też na pewno coś dostaniesz. Chcesz żeby moja mama i tym bardziej ja były smutne? - zrobiłam minę smutnego szczeniaczka.
- Dobra.
Wstał z łóżka, miał na sobie tylko krótkie spodenki i bokserkę. Pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi.
- Stój do cholery tylko się ubiorę - wypowiedział zaspany
- Po co?
- Jak twoi rodzice zobaczą tatuaże to się przeżegnają.
- Ee tam! Chodź już! - zaśmiałam się, byłam taka szczęśliwa. Właściwie nie wiem czemu.
- O mój boże co za dziewczyna.
- I za to mnie lubisz! - wyszczerzyłam się
Zeszliśmy na dół i zobaczyliśmy stertę prezentów pod choinką, za nami wyszli rodzice i mój brat.
Rozdałam wszystkim prezenty, rozdzierając papier zobaczyłam śliczną, czarną sukienkę z koronkowymi rękawami do łokci.
John dostał bluzę z logo swojego ulubionego zespołu, moja mama piękne srebrne kolczyki a tata jak co roku - krawat, ma już ich całą kolekcję ale zawsze jest zadowolony kiedy dostaje kolejny.W jego zawodzie garnitur i krawat jest niezbędny.
- Zayn a ty co dostałeś? - zapytałam patrząc na zamyślony wyraz twarzy chłopaka.
- Nie wiem - powoli oderwał papier i otworzył pudełko.
Dostał... czarno-biały szalik.
- Zauważyłam że nie masz nic takiego, a na dworze zimno. Tak żebyś się nie przeziębił - skomentowała moja mama patrząc na Malika - Podoba się?
Może jest trochę staroświecka ale strasznie opiekuńcza i widać że bardzo polubiła Zayna.
- Tak, bardzo mi się podoba i na pewno się przyda - uśmiechnął się do niej.
- To wspaniale!
Widziałam że dziwnie patrzy na jego tatuaże. Nie lubiła takich ludzi, od  razu myślała o nich że to źli ludzie, ale chyba Zayn przekonał ją że nie zawsze tak jest.

***

- John co się dzieje? - siedziałam w pokoju brata próbując z nim porozmawiać - John do cholery.
- Nie rozumiem w ogóle co ty ode mnie chcesz!
- Chcę z tobą pogadać, jesteś jakiś inny, nie poznaję cię.
- Dużo się zmieniło.
- Czyli? - usiadł obok mnie.
- Ciebie nie ma, ojciec cały czas siedzi w pracy a jak wróci to cały czas się kłócą i potem ja obrywam. Mam ich dość!
- Johnny, pogadam z nimi. A teraz się uśmiechnij i powiedz mi jaka jest moja przyszła bratowa
- Uśmiechnął się - To jeszcze nic poważnego, na razie powiem Ci że ma na imię Kate.
- Uhm. Ładnie, mam nadzieję że jeszcze kiedyś ją poznam - wyszłam z pokoju i udałam się do swojego, gdy powiedział że jego dziewczyna ma na imię Kate od razu miałam na myśli moją przyjaciółkę.. ale to nie możliwe przecież oni się nienawidzili.

Zamknęłam za sobą drzwi i wlepiłam wzrok w Zayn'a siedzącego na łóżku i trzymającego ramkę ze zdjęciem. Usiadłam obok niego.
- Kto to? - zapytał a ja spojrzałam na zdjęcie.
- To mój brat Jack - po moim policzku spłynęła mała łezka.
- To gdzie on jest, nie przyjechał na święta?
- Nie Zayn, on nie żyje - rozpłakałam się.
- Keny, przepraszam nie chciałem.
- Nie wiedziałeś, miałeś prawo się zapytać- wtuliłam się w jego tors a on objął mnie ramionami.
Uspokoiłam się trochę i łkając opowiadałam.
- Pamiętasz te nasze zwierzenia kiedyś w nocy? Jak mówiłam że pod tym klubem John mnie uratował, wtedy cię  okłamałam to właśnie Jack to zrobił. Skłamałam bo nie chciałam się przed tobą rozkleić.
- Rozumiem - przerwał mi.
- Był starszy o 2 lata, martwił się o mnie, próbował wyciągnąć z nałogu i właśnie wtedy pod klubem. Jestem mu wdzięczna aż po dziś dzień. Lubił ostrą jazdę, nie raz miał wypadek ale zawsze jakimś cudem wychodził z tego mimo że było nawet zagrożenie życia. Pewnego wieczoru on i jego koledzy kompletnie pijani wracali z dyskoteki. Postanowili że pojadą samochodem. Jeden z nich wsiadł za kółko, była jesień, padało. Jechali tak szybko że wpadli w poślizg, uderzyli w drzewo. Wszyscy zginęli na miejscu. Nie mogłam się z tym pogodzić, miałam roczną żałobę, nie chciałam żyć. Po wizytach u psychologa jakoś doszłam do siebie i zrozumiałam...że już nigdy go nie przytulę.
Ponownie wybuchłam płaczem i przytuliłam się do chłopaka.
- Przykro mi - przytulił mnie tak mocno że myślałam że mnie udusi. Siedzieliśmy w ciszy, wtuleni w siebie chyba z 10 minut. Zayn podał mi chusteczkę i wytarłam mokre policzki





***

Szliśmy ośnieżonym chodnikiem prawie wcale nie rozmawiając.
- Gdzie idziemy? - zapytał.
- Zobaczysz.
W końcu doszliśmy do celu, przeszliśmy przez wysoką czarną bramę cmentarza.
- Cmentarz?
- Tak.
Przeszliśmy parę alejek, zatrzymałam się przy małym nagrobku, wyjęłam z kieszeni ciepłego płaszcza znicz i zapaliłam go.  Przetarłam rękawiczką litery które pokrył śnieg.
"Jack Williams
  Żył lat 17
  Zmarł śmiercią tragiczną
  Pokój jego duszy"
- Grób twojego brata?
- Tak, miejsce gdzie przychodziłam codziennie. Możesz sobie pomyśleć że jestem nie normalna ale przychodziłam i rozmawiałam z nim, opowiadałam mu jak było w szkole, co się wydarzyło, zwierzałam mu się.
- To normalne, rozumiem cię.
Posiedzieliśmy chwilę w ciszy patrząc na nagrobek i poszliśmy na spacer do parku.
Idąc przez odśnieżonym chodnikiem rozmawialiśmy.
- Więc już znasz całą prawdę - powiedziałam na co słodko się uśmiechnął  - usiądź tu a ja pójdę po coś na rozgrzanie.
- Okej.

Z PRSP. ZAYNA

Siedziałem na ławce patrząc w telefon. Było spokojnie dopóki jakaś dziewczyna nie wypieprzyła się na śliskim chodniku. Wstałem z ławki i pomogłem jej wstać. Miała intensywnie czerwone włosy i piwne oczy. Na stopach miała skórzane botki, na nogach leginsy i kurtkę w pstrokate wzory. Wyglądała jak klaun ale każdy ma inny gust.
- Dziękuję - spojrzała mi w oczy - Zayn?
- Taak, tylko jest problem ty znasz mnie ale ja nie znam ciebie.
- Ah, Kate jestem. Nie ma z tobą Keny?
- Jest poszła na chwilę - w tym czasie podeszła do nas Kennedy z kubkami parującej herbaty w ręku.
- Oo więc już się poznaliście.
- Tak jakby - odpowiedziałem patrząc na nią pytająco.
- To jest moja przyjaciółka.
- Aha miło mi - podałem jej rękę, odwzajemniła.
Usiedliśmy na ławce z kubkami herbaty.
- Boże kochana jak ja dawno cię nie widziałam. W ogóle nie dzwonisz ani nic.
- NIE MA TAKIEGO NUMERU - zacytowała jej Keny.
- A no tak! Zmieniłam numer, masz - podała jej karteczkę.
- Mam pytanie - wzięła łyk herbaty
- Słucham cię - odpowiedziała jej czerwono włosa.
- Nie wiesz czasem z kim chodzi mój brat?
- Doskonale tą osobę znasz.
- No chyba nie - uniosła jedną brew do góry.
- Pf. Kiedyś sam ci powie, ja się nie mieszam. Zmieńmy temat. Mam dla ciebie złe wieści kochana.
- Mów!
- Twój były grasuje, Mark wszędzie Cię szuka - spoważniała.
- Cholera.. spotkałam go ostatnio pod klubem miał racje mówiąc że jeszcze się spotkamy.
- Może cię nie znajdzie.
- Pomyśl czasem, on ma znajomości kilka telefonów i wie gdzie jestem.
- Masz przejebane.
Dziewczyny jeszcze chwilę gadały ale nie interesowało mnie o czym, paląc papierosa wpatrywałem się w dziewczynę siedzącą na przeciwko.
--------------------------------------------------------------------------------

Cześć! Rozdział krótki ale myślę że w miarę fajny. Dziękuję za przeczytanie i gorąco zachęcam do przeczytania również 18. Mój drugi blog został usunięty ale mam mega pomysł na nowy, chcielibyście? Historia naprawdę będzie ciekawa. Odpowiedź w komentarzu. Pozdrawiam ;*
KOMENTARZ - WIELKA MOTYWACJA