sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 16

16 grudnia - czwartek

- Obleje to! Obleje na pewno! - darłam się na cały pokój.
- Nie denerwuj się - uspakajał mnie wciągnięty w treść książki Malik.
- Jak ja mam się nie denerwować?  Jak? Mi w przeciwieństwie do ciebie zależy żeby mieć przynajmniej 3.
- Przecież mi też zależy - nie odrywał wzroku od książki.
- Taa.. widać - odpowiedziałam ironicznie.
- No wiesz mi zawsze babcia mówiła że najlepszym sposobem żeby zapamiętać to przeczytać wszystkie notatki a potem się przespać. Więc jak? - oderwał wzrok od książki, uśmiechnął się szeroko i zadziornie poruszał brwiami.
- Albo ty źle to zrozumiałeś albo twoja babcia była zboczona.
Chłopak wybuchł głośnym śmiechem i wrócił do czytania. Ja natomiast wróciłam do tony kartek na których były zapisane najważniejsze pojęcia. Czytałam i czytałam i nie mogłam ogarnąć. Właściwie to ja już nie rozumiem czego w tym nie rozumiem. Ponownie zaczęłam panikować i machać nogami ze złości.
- Możesz być cicho? Próbuję czytać - Zayn popatrzał na mnie jak na idiotkę.
- A co czytasz? - wynurzyłam głowę z tony kartek.
- Książkę.
- No nie zauważyłam - zironizowałam - O czym?
- O I wojnie światowej.
- Od kiedy ty takie rzeczy czytasz?
- Wolę to niż jakieś głupie historie romantyczne.
- Ja tam takie książki lubię.
- No przecież  jesteś dziewczyną.
Pokiwałam głową, położyłam się na plecach i wpatrywałam się wtedy niezwykle ciekawy, biały sufit.
Po 10 minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - wrzasnęłam ochrypnięta.
Do pokoju wszedł mój pożal cię boże brat - John.
- Siema siostra, co tam?
- Nie najgorzej, a u ciebie?
- Jakoś się żyje, nudno bez ciebie w domu, tak cicho.
- No zapewne, nie ma kto broić. A co u rodziców?
- U nich w porządku. Przyjeżdżasz na święta?
- Nie wiesz nie przyjeżdżam- kolejny raz użyłam sarkazmu- ale tak naprawdę to z chęcią zostałabym tutaj w szkole, na myśl że te bachory będą się kręcić po całym domu to mi się nie dobrze robi.
- No tak, z kuzynami nie jest łatwo. A ty jak spędzasz święta? - Johnny zwrócił się do Zayna.
Co za debil.
Malik spuścił głowę ale odpowiedział mojemu wścibskiemu bratu.
- Hm, na rodziców nie mam co liczyć, dziadkowie mieszkają 300 km stąd. Zostaje mi tylko spać pod mostem.
- Jak to pod mostem? Czemu na rodziców nie masz co liczyć? - spytał ponownie John.
- Długa historia - rzucił książkę na szafkę nocną.
- Mam pomysł! - olśniło mnie - Może na święta przyjechał byś do nas?
- No to świetna myśl - przyznał mój brat.
- To jest święto rodzinne, a ja do waszej rodziny nie należę - oznajmił Malik
- To nie tylko święto rodzinne, kiedyś zapraszaliśmy nawet naszego nowego sąsiada, młody student rodzinę miał daleko. Nasi rodzice na pewno zgodzili by się ciebie u nas gościć, a moja mama na 100% była by zła jakby się dowiedziała że jest taka sytuacja a my cię nie zaprosiliśmy. - spojrzałam na niego z uśmiechem - prawda ? - zwróciłam się do brata.
- Całkowita prawda - przytaknął John - Więc jak? Święta u nas?
Zayn po chwili namysłu, podniósł głowę i odpowiedział.
- Tak, dzięki.
- To dla nas wielka przyjemność.

***

23 grudnia

- Zimno - oznajmiłam kiedy staliśmy zmarznięci na przystanku.
- Zdążyłem zauważyć - wyszczerzył się Malik.
Był dzień przed wigilią, miał przyjechać po nas mój tata ale miał jakąś ważną sprawę do załatwienia. Jak zawsze. Czekaliśmy na przystanku na przyjazd autobusu.
- Kennedy? - chłopak zawołał moje imię patrząc na rozkład jazdy autobusów - Będziemy tu czekać jeszcze pół godziny.
-Jak to? - tak jak on wlepiłam wzrok w zniszczoną, białą kartkę.
- Mam dla ciebie dobrą rade... nastaw sobie dobrze zegarek w telefonie.
- Kurwa... - chłopak wybuchł śmiechem.
Po 5 minutach zaczęły przychodzić kolejni ludzie.  W większości były to staruszki więc musieliśmy ustąpić im miejsca. Zostało tylko jedno, oczywiście Zayn zaproponował mi żebym usiadła, jaki gentleman. Siedziałam oglądając dokładnie moje kremowe wełniane rękawiczki, podczas gdy Malik oparty o przystanek, palił papierosa i wlepiał wzrok w duże zaspy śniegu, dzisiaj na szczęście nie padało. Większa część pasażerów stanowiły starsze panie które krytykowały to co robi. Słyszał to doskonale i zaczął się z nimi kłócić, z czego miałam niezły ubaw.
Wyzywały go od łobuzów i zatruwaczów środowiska a Zayn wcale się z nimi nie patyczkował.
- Zayn, choć teraz ty usiądziesz - wstałam z miejsca i ustąpiłam  mu miejsca.
On pokiwał głową na tak, usiadł, złapał moje biodra i posadził mnie na swoich kolanach.
- Głupie baby z epoki kamienia łupanego, kurwa - powiedział Malik.
- Ah te młode, tylko palenie i głupoty w głowach. Ty chłopcze nie jesteś za młody za dziewczynę? - zapytała jedna z chyba najstarszych pań.
- Nie - odpowiedział stanowczo i pocałował mnie namiętnie w usta, nie dało się tego nie odwzajemnić. W końcu nasze usta odkleiły się od siebie, uśmiechnęłam się do niego, jedna z nich miała się odezwać, ale chyba wszystkie zrozumiały że z Zayn'em nie ma się co kłócić
Po paru minutach przyjechał upragniony autobus.

***

Otworzyłam wysoką, ciemną furtkę od mojego domu rodzinnego i weszliśmy do środka. Już przy pierwszym kroku przywitał nas mój pies Fado, duży golden retriever. Przywitał mnie radośnie machając ogonem i głaskając go polizał kilka razy moje policzki, czego nienawidziłam, ale to i tak było słodkie. Potem rzucił się w stronę Zayna i zaczął lizać po całej twarzy.
- Dobra, już już! - krzyczał Malik
- Fado! - zawołałam psa, a ten na widok mojego palca który wskazywał na budę, udał się w jej stronę. - To dziwne, zwykle nie rzuca się na obcych z tak wielką radością, najwidoczniej ciebie nie da się nie lubić.
- Uwierz, mam wielu wrogów skarbie.
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, w końcu otworzył nam zaspany John.
- Kurwa, o 6.00 rano?
- Johnny, jest 11.25 - popatrzeliśmy na niego jak na debila.
- Co? - jego oczy automatycznie się rozszerzyły - Wchodźcie.
Weszliśmy do środka, założyłam moje miękkie, duże, różowe kapcie przypominające kotki. Zaynowi dałam podobne,  w kształcie samochodów.
- Poważnie? - popatrzył na swoje stopy.
- Nie jest tak źle - wybuchłam głośnym śmiechem.
- Wyglądam jak debil.
- I tak słodko w tych kapcioszkach.
- Ha. Ha.

Zaprowadziłam go na górę do mojego pokoju, były tam dwa łóżka bo zawsze przyjmowałam do siebie kuzynów.
- Proszę bardzo, twoje łóżko - wskazałam na nie - Rozpakuj się - tworzyłam pustą szafę - Ja idę zrobić dla nas wszystkich śniadanie.
- Dobrze.

- Gdzie są rodzice? - zapytałam brata, smarując bułkę masłem.
- Ojciec w biurze a mama u klientki.
Pokiwałam głową z zażenowania.
- To czym się zajmują wasi rodzice? - zapytał Zayn
- Tata jest, powiem ogólnie "biznesmenem" a mama krawcową. Szyje ubrania dla żon milionerów.
- Aha, smacznego - wzięliśmy się za jedzenie kanapek.

----------------------------
Dzień Doberek! I jak rozdział? Myślę że jest nudny ale mam nadzieję że się spodobał.
KOMENTARZ - WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE


Także ten no... Jest dobrze xDD

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 15

Dziś obudziłam się, jak nigdy zadowolona, pełna życia i WYSPANA. O Yeah! Jest sobota, jest zajebiście, jest wolne. Czego więcej chcieć trzeba. Jak na środek listopada było naprawdę ciepło, założyłam granatowe rurki, do tego białą luźną koszulę i marynarkę szkolną. Na nogach miałam czarne Vans i udałam się na stołówkę gdzie było co sobota - śniadanie. Przy jednym z 4 osobowych stolików zobaczyłam Marthę i Mike'a. Pomachałam im i poszłam do bufetu po sałatkę którą prawie codziennie jadłam. Podeszłam do stolika i usiadłam na krześle obok Marthy.
- Nie przyszłaś z Zayn'em? - zapytał Michael biorąc gryza kanapki z żółtym serem który uwielbiał, sałatą i pomidorem.
- Y, nie. Wyszedł jeszcze przede mną, myślałam że przyszedł tutaj.
- Dziwne, pewnie zaraz przyjdzie, nic mu się nie stanie, raczej nikt go nie zgwałci.
- Bądź chociaż raz poważny - zachichotała Martha.
- To wbrew mojej naturze złotko - uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów.
W końcu do sali weszła wyczekiwana postać - Malik.
- Oo, o wilku mowa a wilk idzie! - krzyknął Mike na co Zayn automatycznie, z sarkazmem się do niego wyszczerzył.
- Ta, co tam?
- Spoko - odpowiedzieli wszyscy zajęci jedzeniem. Po chwili moja można tak powiedzieć "przyjaciółka" oznajmiła.
- Hm, jest weekend może byśmy gdzieś zabalowali? - zaproponowała przełykając kawałek naleśnika.
- Jak zabalowali? Przecież my stąd nie możemy wychodzić - zaprzeczył Michael.
- Kto tak powiedział? W weekend możemy wychodzić tylko że nie zostajemy z soboty na niedziele nigdzie na noc. Możemy chodzić na imprezy i napić się alkoholu ale potem zrobić tak żeby oni nas nie przyłapali. Nie wiedzieliście?
- Ty nic nie mówiłaś - powiedzieliśmy i popatrzeliśmy na nią jak na idiotkę.
- No tak - zamyśliła się ale po sekundzie obdarzyła nas szerokim uśmiechem.
- No to jak można wychodzić, no to ja się wybiorę do mojej przyjaciółki, a na imprezę zdążymy się razem wybrać - odpowiedział Mike.
- Brown przestań pieprzyć, jaka przyjaciółka. Od kiedy ty kurwa taki skromny? - wygarnął mu Malik.
- Przyjaciółka, nie wyszło nam. Jakbyś mnie słuchał a nie chlał wtedy to byś wiedział - odszczekał się blondyn.
- A no to sory, zwracam honor.
- No to idziemy we trójkę? - spytałam.
- Ja jebe nigdzie nie idę z dwiema dziewczynami nie wytrzymam - odpowiedział Malik.
- Aż takie dziwne jesteśmy? - spojrzałam na niego pytająco.
- Żartowałem - wysłał mi buziaka w powietrzu - I tak nie idę, innym razem. Dzisiaj mi się nie chce.
- No to trudno, to idziemy we dwie może wyrwiemy jakieś ładne ciacha - Martha puściła mi oczko.
- No na 100% jakieś się trafią.
Chłopaki skończyli jedzenie a my z Marthą zostaliśmy jeszcze na stołówce i dokańczając śniadanie rozmawiałyśmy. Dziewczyna była tak pełna energii że nigdy odkąd tu jestem nie widziałam żeby tyle gadała. Opowiadała o różnych rzeczach wymachując rękami albo coś pokazując.


- Dopiero teraz zauważyłam... ty nie masz okularów. Czemu?
- Założyłam soczewki, jakoś tak lepiej się czuję i lepiej wyglądam.
- Według mnie w okularach i bez wyglądasz ślicznie.
- A dziękuję.


***

Umówiłyśmy się z Marthą że o 20.00 wyjdziemy na miasto. Według mojego zegarka była 19.05, zaczęłam się szykować - wzięłam prysznic, założyłam bordową sukienkę do połowy ud, złote kolczyki, bransoletki i inne akcesoria, na nogi założyłam czarne szpilki i zaczęłam się malować - nałożyłam cienką  warstwę fluidu, zrobiłam idealne kreski eyelinerem,zakończyłam nakładając cień do powiek, wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta szminką w kolorze mojej sukienki. Na koniec założyłam czarną marynarkę. Poprzeglądałam się
jeszcze chwilę w lusterku, podobałam się sobie co rzadko mi się zdarzało. Zawsze myślałam że jestem gruba i brzydka.
Po sekundzie do łazienki weszła wyszykowana już Martha.
- Gotowa? - zapytała kładąc ręce na biodra i szeroko się uśmiechając.
- No jasne! - zobaczyłam jej piękną sukienkę na ramiączka - trochę zimno jest, a ty bez niczego na ramionach.
- Własnie nie zabrałam z domu normalnej marynarki, może założę tą szkolną?
- Chyba cię ! Pożyczę ci, mam drugą - podałam jej ubranie, założyła ją i teraz wszystko było idealne - przezorny zawsze ubezpieczony - dodałam.
- No no.
Wyszłyśmy z łazienki i zwróciłyśmy się do Zayna który grał na konsoli w jakąś strzelanke, odwrócił się w naszą stronę
- O proszę! Pięknie wyglądacie.
- Dziękujemy.
Podeszłam do niego na co on wstał i położył ręce na moich biodrach.
- Więc, my idziemy i wrócimy późno więc na pewno o 23 się nas jeszcze nie spodziewaj. I bądź grzeczny. - zachichotałam.
- Dobrze mamusiu - pocałował mnie namiętnie w usta. Woow to było zajebiste!
- No to narazie.
- Pa.
Wyszłyśmy z pokoju i szłyśmy korytarzem do sekretariatu żeby powiadomić że wychodzimy, wszystko było zapisywane a na drugi dzień trzeba się było zameldować że się wróciło. Wychodząc z budynku poczułyśmy powiew ciepłego wiatru, na dworze było ciemno tylko latarnie oświetlały krótkie odcinki chodników. Idąc im dalej w centrum tym jaśniej zaczynało się robić.
- Wyjątkowo ciepły dzień jesieni nie?
- No.
- A tak właściwie to do jakiego niby klubu nas wpuszczą? Przecież nie jesteśmy pełnoletnie.
- Myślisz że w Londynie nie ma klubów dla nastolatków?
- Nie wiedziałam.
- Właściwie to prawie nikt nie wie. To są nielegalne imprezy.
- No cóż, kto nie ryzykuje ten nie pisze szampana - przyznała Martha - A tak w ogóle to widzę że ty z Zayn'em coś pomiędzy wami się ten teges dzieje, chemia.
- Ee, coś ty, nie.
- A niby co to było w pokoju jak się z nim żegnałaś? Hm?
- Nie wiem o co mu chodziło. No nie powiem że zbliżyliśmy się do siebie, zaprzyjaźniliśmy. Ale nic nie ma między nami.
- Okej, nie drążę tematu.
- I dobrze - wysłałam jej szeroki uśmiech.

***

Po 4 godzinach tańca z różnymi przypadkowymi chłopakami, byłyśmy totalnie wykończone i lekko podpite. Wyszłyśmy z klubu i stanęłyśmy roześmiane pod murem budynku. Zapaliłam papierosa i zaciągając się tytoniem, poczęstowałam Marthe. Skończyłyśmy palić a ja zgasiłam niedokończonego papierosa na ziemi. Nagle moje źrenice automatycznie się rozszerzyły gdy zobaczyłam znajomą mi grupkę chłopaków - to byli oni, moi "koledzy" z gimnazjum" udawałam że ich nie widzę i dziewczynie kazałam to samo. Wszyscy weszli do środka tylko nie jeden, spojrzał na mnie i podszedł. Zobaczyłam te same piwne tęczówki w których właścicielu byłam kiedyś zakochana na zabój.
- Cześć skarbie - wyszeptał mi do ucha.
- Nie chce cię znać, odejdź.
- Jak to? Słońce przecież byliśmy taką idealną parą - wiem że mówił to z sarkazmem - czemu teraz mnie odtrącasz?
- Mark proszę, nienawidzę Cię,odejdź.
- Dobrze kochanie. Ale pamiętaj... Jeszcze się spotkamy.
I tak po prostu odszedł.
- Kto to był? - zapytała zaciekawiona Martha.
- Jutro na spokojnie ci wytłumaczę. Wracajmy już.
- Okej.
Wróciłyśmy do szkoły, weszłyśmy normalnie, legalnie drzwiami. Na korytarzu nikogo nie było tylko jedna osoba - chyba woźna. Udałyśmy że jesteśmy najtrzeźwiejsze na świecie i udałyśmy się do pokoi.
Poczułam ulgę gdy zdjęłam sukienkę, szpilki i zmyłam makijaż przebierając się w piżamę. Poszłam smacznie spać.

*Następnego dnia*

O poranku gdy lekkie promyki słońca oświetliły cały pokój, przebudziłam się zadowolona i wypoczęta. Przekręciłam się na drugi bok, wtuliłam się w miękką fioletową pościel i otworzyłam lekko zaspane oczy, wtedy automatycznie się rozszerzyły, ponieważ ujrzały odwróconego w moją stronę Malika, na jego ręce i torsie były zajebiste tatuaże które zawsze mnie fascynowały. Wyglądał tak słodko i seksownie.

Obudziłam i szybko podniosłam głowę z poduszki rozejrzałam się na wszystkie strony mojego łóżka i byłam pewna.. to był na szczęście sen.
- Jaka ja jestem pojebana - powiedziałam do siebie.
- Dlaczego tak sądzisz? - usłyszałam głos Zayna, spojrzałam na pokój i zobaczyłam go przy szafie składającego ubrania i wkładając je na półki. To było dziwne bo on zawsze wrzucał je byle jak żeby tylko były.
- Dobrze się czujesz? - zapytałam
- Jak najbardziej. Jak tam wczoraj na imprezie?
- Fajnie - wstałam z łóżka i stanęłam przed lustrem w łazience, wyglądałam okropnie.
- Tylko tyle?
- No co mam powiedzieć.. no jak na imprezie, tańczyliśmy, piliśmy i tak dalej.
- Mhm.
- Boże, odkąd tu jestem mam strasznie popieprzone sny.
- Niech zgadnę, śniłem ci się? - oparł się o futrynę otwartych drzwi.
- Niee - skłamałam.
Albo ja jestem taka głupia albo on jest jasnowidzem. Podeszłam do niego i zamknęłam mu przed nosem właz.
Wzięłam gorący prysznic, przebrałam się i zrobiłam makijaż. Wyszłam  z łazienki, walnęłam się na łóżko i włączyłam telewizor.
- Nie idziesz na śniadanie? - zapytał Malik gdy ja skakałam po kanałach.
- Nie chce mi się.
- To ja też nie idę.
- Jak chcesz to idź.
- Wolę zostać z tobą - uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów.
- No ok.
Powalił się obok mnie i razem zaczęliśmy oglądać serial "Mike&Molly"
- Michael jak będzie tyle jadł co teraz to też się tak roztyje - zaśmiał się.
- Nie wyobrażam sobie jego jako Mike'a z tego serialu.
- Szczerze, to ja też.
Minął ten odcinek, potem kolejny i przerwała go przerwa trwająca wieczność. Jak ja ich nienawidzę.
Malik złapał moje udo i przekręcił mnie twarzą do siebie, nasze twarze dzieliły milimetry w końcu Zayn złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Rozkręciło się i z jednego pocałunku zrobiło się kilkanaście. Malik wsadził mi język do buzi, ta sielanka nie trwała długo bo do pokoju wtargnął Mike.
- Siema! - Malik spiorunował go wzrokiem. - Tak wiem, wiem przeszkodziłem, ale jest ważna informacja że po lunch'u mamy mały meczyk sprawdzający nasze umiejętności i trener będzie wybierał uczniów do reprezentacji szkoły.
- Ta zajebiście - zironizował Zayn.
- Czemu się nie cieszysz? Ja myślę że na pewno naszą trójkę wybierze.
- Skąd takie przypuszczenia? - spytałam.
- Bo przechodziłem obok pokoju nauczycielskiego i słyszałem co nieco.
- Wiesz że nie ładnie podsłuchiwać? - splotłam ręce na klatce piersiowej.
- Słyszałem a nie podsłuchiwałem. Dobra gramy w Sniper Elite!
- Dobra.

*Lunch*

- Ty zawsze jesz tą zieleniznę  - oburzył się Mike patrząc na moja porcje sałatki składającej się z sałaty, małych pomidorków, kawałków papryki i ogórka.
- Grunt to zdrowe odżywianie, chcesz trochę? - odpowiedziałam przysuwając miseczkę w jego stronę.
- Nie - odsunął ją.
- Nie to nie, nie wiesz co tracisz.
Jedliśmy chwilę w ciszy do czasu kiedy Martha jej nie przerwała.
- Kenny, wczoraj, nocą, pod klubem kto to był?
- Odłożyłam widelec na miseczkę i odparłam się o plastikowe oparcie niewygodnego niebieskiego krzesełka - Mój były, chodziłam z nim w gimnazjum - odpowiedziałam patrząc pod stolik.
- Ten co tu kiedyś był?
- Nie, to był Zack. A ten z pod klubu to Mark ale wolałabym o nim zapomnieć.
- Ah przepraszam - zrobiła smutną minę.
- Nic nie szkodzi - obdarzyłam ją szerokim uśmiechem żeby się rozchmurzyła.
Dokończyliśmy jedzenie i udaliśmy się do swoich pokoi. Dzisiaj był wielki dzień - oczywiście dla tych którym zależało na dostaniu się do reprezentacji szkolnej.
Szybko przebrałam się i pobiegłam z Zayn'em na boisko. Biegliśmy ile sił w nogach, ponieważ założyliśmy się że kto pierwszy dobiegnie do trenera temu przegrany stawia piwo. Szliśmy łeb w łeb do kiedy Zayn wywalił się przez rozwiązane sznurówki.
- Ha! Lamus! - krzyknęłam patrząc w tył.
- Eh - westchnął głośno wstając z ziemi i ponownie ruszając na przód.
Dotarłam na miejsce i zaczekałam na niego. Dobiegł i zdyszany powiedział :
- Dobra postawie ci to piwo.
- Położyłam ręce na biodrach i z szerokim uśmiechem odpowiedziałam - Na przyszłość... wiąż sznurowadła - pokazałam wzrokiem na swoje idealnie zawiązane.
- Następnym razem to ty mi będziesz stawiać piwo, zobaczysz jeszcze z tobą wygram.
- Powodzenia! - pokiwał głową i ustawiliśmy się w równym szeregu na zbiórce.
- Dobrze, teraz przeczytam kto dostaje się do reprezentacji. Zacznę od najlepszych zawodników do takich średnich bo najgorszych nie przyjmuję - powiedział nasz niby wyluzowany ale surowy nauczyciel. - A więc...
1. Kennedy Williams,
2. Zayn Malik,
3. Michael Brown,
4. Douglas Smith.
...
Trener wyczytał wszystkich którzy się dostali czyli 18 osób. Ale nadal nie mogę w to uwierzyć że na liście byłam jako pierwsza.
- Martha, nie dostałaś się? Przykro mi - podeszłam do siedzącej na trawie dziewczyny.
- A mi nie - wyszczerzyła się
- Jak to? - zapytałam ze zdziwieniem unosząc jedną brew.
- Ci co się nie dostali idą do drugiej reprezentacji.
- Jakiej drugiej?
- No w siatkówce, bardziej umiem grać w nią niż w piłkę nożną. Nie jestem za football'em.
- Jeśli w tym sporcie jesteś o wiele lepsza to życzę ci powodzenia - przybiłam piątkę z przyjaciółką.
Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w moją stronę i kiedy dobiegł tak mocno mnie przytulił że prawie upadliśmy na trawę.
- Jesteśmy w drużynie. I jesteśmy jednymi z najlepszych! - krzyknął mi do ucha.
- Tak, doszła do mnie ta wiadomość.
- Blondyn zaśmiał się i w końcu mnie puścił - Cieszysz się?

- Nie wiesz, nie cieszę się - odpowiedziałam z sarkazmem uśmiechając się do niego.
Odwzajemnił to. I podzieleni na dwie grupy, rozegraliśmy jeszcze mały, przyjacielski meczyk.


------------------------------

Cześć.
Nie spodziewałam się tylu komentarzy pod 14 rozdziałem, dla innych 8 komentarzy to może mało ale dla mnie to dużo, bo jeszcze tyle na tym blogu nie było. Bardzo Dziękuję. Naprawdę z wielką motywacją pisało mi się ten rozdział i mam nadzieję że pod tym również będzie tyle komentarzy. Życzę miłego weekendu :)
Pozdrawiam.  


  

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 14


Pogadaliśmy chwilę a potem Zayn włączył grę którą mu daliśmy. Graliśmy w trójkę chyba z pół godziny do czasu kiedy wszyscy nie zginęli...że w sensie w grze. Michael powiedział że zostawi nas samych i wyszedł. Jeszcze raz złożyłam Malikowi życzenia, tylko że te były bardziej rozwinięte, pogadaliśmy trochę i poszliśmy spać.
...

W nocy miałam straszny sen, śniło mi się że ktoś mnie goni a potem staję nad przepaścią i ten ktoś popycha mnie w dół spadając razem ze mną. Obudziłam się gwałtownie podnosząc głowę z poduszki przy tym ciężko oddychając. Uświadomiłam sobie że to tylko  sen, głupi wytwór mojej wyobraźni. Zobaczyłam że na łóżku nie ma Zayna ale dla pewności zawołałam jego imię. Nic. Nie było słychać chrapania, co u niego nie było normą. Może gdzieś poszedł. Nie chciałam go szukać ale jednak coś podkusiło mnie żeby przejść się obok wielkiego muru otaczającego szkołę. Wyszłam z budynku i kierowałam się wzdłuż muru. Było ciemno, prawie nic nie było widać. Włączyłam latarkę w telefonie która i tak słabo świeciła i przy okazji sprawdziłam godzinę. Była 00:15. Z natury byłam odważna ale co chwilę oglądałam się w tył czy ktoś za mną nie idzie. Każde szurnięcie liścia czy powiew wiatru wzbudzał we mnie lęk. Naglę coś zaczęło huczeć a w koronie wysokiego, rozłożystego klonu zobaczyłam świecące się na zielono oczy. To była tylko sowa. Po przejściu kilkunastu metrów zobaczyłam że coś a raczej ktoś leży na murze. To był Zayn ale dla pewności sprawdziłam.
- Zayn.. co ty tu robisz?
- Idź lepiej spać.
- Nie pójdę.
Wdrapałam się na wysoką budowle i położyłam się na plecach obok Malika. Mur był szeroki więc spokojnie zmieściły się na nim 2 osoby.
- Często w nocy tu przychodzisz, nie?
- Co noc. Leżę i myślę.
- O czym?
- Zastanawiam się nad sensem swojego życia.
- Każde życie ma sens. Nie mów tak.
- Moje nie ma...
- Też tak kiedyś tak mówiłam... czemu tak myślisz?
- Mam ci opowiadać całą historie swojego życia?
- Tak. Mamy całą noc. Powiedz.
- No dobra, jak chcesz. - zaczął- Więc jak wiesz w podstawówce zacząłem przyjaźnić się z Michael'em.. To może trochę gejowsko zabrzmieć ale byliśmy nierozłączni. Takiej przyjaźni jeszcze nigdy w historii nie było, zawsze się rozumieliśmy, pomagaliśmy sobie. Tacy grzeczni dobrzy chłopcy. Do czasu kiedy poszliśmy do gimnazjum - zatrzymał się żeby złapać oddech- wtedy się zaczęło.. narkotyki, picie, kradzieże. Razem napadaliśmy na sklepy elektroniczne albo na monopolowe bo na przykład nie chcieli nam sprzedać. Naćpani chodziliśmy po ulicach i biliśmy przypadkowych przechodni. Nie wiedzieliśmy co robimy. Ostatnia akcja była że tak powiem "najgrubsza". Napad na największy i najdroższy sklep z odzieżą. Wszystkie akcje zawsze się udawały, nikt nas nie rozpoznawał albo nikt nawet nie zauważył że coś ukradliśmy. Ale wtedy spokojnie spakowaliśmy do wielkich toreb po 10 rzeczy po 100 - 150 funtów. Wiesz ile to by było szmalu?! Kulturalnie chcieliśmy wyjść i uciec ale przed wszystkimi drzwiami wejściowymi stali umięśnieni ochroniarze którzy już wiedzieli co my tu  robimy. Zabrali nas do biura szefa sklepu i on zadzwonił na policje.  Że to był nasz jak to powiedzieli "pierwszy" taki napad i nie zamkną nas w poprawczaku ale pod nadzorem w szkole z internatem. I tak się tu ja i Mike znaleźliśmy. To będzie nam towarzyszyć do końca życia. Rodzice nie mogli na mnie patrzeć kiedy przyznaliśmy się im że były też inne napady. W dniu kiedy miałem tu przyjechać musiałem spędzić noc na ulicy.
Zaniemówiłam, ta jego historia.
- Wiedziałem że tak zareagujesz, chcesz to możesz się do mnie nie odzywać. - chciał wstać z muru.
- Nie zostań - na te słowa znowu się położył - To nie jest powód dla którego miałabym się do ciebie nie odzywać, nie mam 10 lat, każdy w życiu popełnia błędy. Nawet ja popełniłam taki błąd którego będę żałować do końca życia.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem unosząc brwi.
- Hmm.. skoro ty mi się zwierzyłeś to zasługujesz na to samo z mojej strony. Opowiedzieć Ci?
- Jasne.
- W gimnazjum nie mogłam sobie poradzić, nikt nie chciał się ze mną kolegować. W drugiej klasie miałam tego dość i postanowiłam się wmieszać w towarzystwo mojego brata. Pięcio osobowa grupa narkomanów i gangsterów ubranych na czarno. Spodobałam się im. Zaczęłam ubierać obcisłe ciemne dżinsy, skórzane krótki, bluzki z dużym dekoltem, albo bardzo krótkie czarne spodenki. Należałam do ich grupy, ćpałam z nimi. Mój brat po jakimś czasie wypisał się z tego i nie chciał dalej tego ciągnąć. Ale mi się to podobało i chciałam więcej. Oni byli tacy tajemniczy i przystojni. Wracałam do domu najarana, myślałam że rodzice nic nie wiedzą ale oni całymi nocami nie spali bo się o mnie martwili. Próbowali mi tysiąc razy przemówić mi do rozumu. Ale zawsze to do mnie nie docierało. Pewnego wieczoru, raczej nocy byłam tak naćpana że jeden z bandy który był moim chłopakiem chciał mnie zgwałcić. W tym samym czasie do klubu przyszedł mój brat John i mnie uratował inaczej nie wiem co by mi jeszcze zrobił. Johnny oczywiście musiał wszystko powiedzieć rodzicom, wtedy straciłam wszystko ich szacunek i zaufanie do mnie. Dwie najważniejsze rzeczy. Wysłali mnie i mojego brata do innego gimnazjum i zaczęłam wszystko od początku, już nie brałam i byłam dobrą uczennicą. Rodzice nie pozwalali mi wychodzić i kontrolowali każde moje związki. Także ten z Zack'iem, myśleli że on jest dilerem bo nasłuchali się jakiś głupich plotek. Dlatego się tu znalazłam.
- Cieszę się że tak szczerze sobie dzisiaj pogadaliśmy. Nawet nie wiesz jaką poczułem ulgę mówiąc ci to. - mówił gdy schodziliśmy z muru.
- Ja też się cieszę. - uśmiechnęłam się i zbliżyłam do niego.
- Słodka jesteś. - zaśmiał się i złożył na moich ustach namiętny pocałunek, odwzajemniłam to i jakby nigdy nic poszliśmy do pokoju.

**
Stojąc na środku pokoju Zayn pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc Kennedy.
- Dobranoc Zayn.
I poszliśmy spać.

---------------------------------------------------------------------
Hej. Mam nadzieje że rozdział się podobał. Mógł być trochę mało ciekawy ale no cóż, jakoś ostatnio nie mam weny. Ale chyba jest to do wybaczenia :D Już nie będę wymuszać komentarzy, nie jestem taka ;) I... Pozdrawiam :**
PS. Jakby ktoś mógłby polecić mi w komentarzu jakąś dobrą stronkę gdzie mogę zamówić szablon to będę wdzięczna. Bo z tamtym zamówieniem coś nie wyszło i poszukuję gdzie indziej.