sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 17

23 grudnia - C.D

- Ja ciebie też skarbie. Widzimy się jutro. Tęsknię - czytałam sms'y z telefonu mojego brata - Haha! Nie no nie chwaliłeś się że masz dziewczynę - darłam się na cały dom uciekając przed John'em.
- Oddawaj! - w końcu mnie dorwał i zabrał to co do niego należało.
- No więc, kiedy ją poznam? - zapytałam kładąc ręce na biodra.
- Nigdy! Odpierdol się!
- Johnny, co ci jest? - popatrzyłam na niego dziwnie kiedy zdenerwowany z hukiem zamknął drzwi od swojego pokoju.
Wzruszyłam ramionami i zeszłam po schodach do kuchni.
- Co mu jest? - zapytałam mojej mamy rozmawiającej z Zayn'em.
- Nie wiem, jest taki od jakiegoś czasu - skrzywiła się.
- Pogadam z nim. Gdzie tata?
- Ciężko pracuje na awans, to dla niego bardzo ważne.
- A rodzina nie jest ważna?
- Oj skarbie, przecież dobrze wiesz że jest równie ważna - uśmiechnęła się tak jakby chciała ale nie mogła.
- Tak wiem, wiem. Może ja też pomogę? - zapytałam i spojrzałam na Zayn'a który kroił warzywa.
- Bardzo proszę - podała mi produkty z których miałam wykonać pudding.


24 grudnia 
5.30 PM


W kuchni moja mama przygotowywała ostatnią potrawę - indyka, ja włączałam płytę z kolędami, lekko ściszyłam, Zayn i Johnny ubierali choinkę. Była piękna, lampki w które była opleciona świeciły jak gwiazdy na niebie a czerwone kokardki wszystko dopełniały.

Ogólnie Brytyjczycy nie obchodzą wigilii ale u nas tak się przyjęło że jest to tak samo ważny dzień jak i pierwszy i drugi dzień świąt. Rozłożyłam biały obrus na dużym drewnianym stole po czym mój tata rozłożył pięknie wykończone sztućce i talerze. Matula położyła porcelanową wazę z  barszczem na stolę i zaczęła nalewać. Wszyscy elegancko ubrani zasiedli do stołu.
Tylko jedyny Zayn udając sie w stronę schodów powiedział.
- Więc wesołych świąt - uśmiechnął się.
- Zayn kochaniutki, czemu odchodzisz? - zapytała czule moja mama.
Zayn kochaniutki. Zayn kochaniutki. Chyba bardzo go polubiła.
- Ja nie obchodzę świąt. Wyznaję islam, jestem muzułmaninem - spuścił głowę.
- Ah! Więc tak, spokojnie. To przynajmniej usiądź z nami.
- Dobrze.
Podzieliliśmy się opłatkiem i zabraliśmy się za jedzenie barszczu.


25 grudnia 


- Zaayn! Wstawaj - krzyknęłam mu do ucha kiedy smacznie spał.
- Co? Pali się? - spojrzał na mnie ślicznymi zaspanymi oczami.
- Nie, nie pali się! Prezenty! Chodź!
- Ja już mówiłem że nie obchodzę świąt C.Z.Y.L.I też nie przyjmuję prezentów - położył z powrotem głowę na poduszkę.
- Ale ty też na pewno coś dostaniesz. Chcesz żeby moja mama i tym bardziej ja były smutne? - zrobiłam minę smutnego szczeniaczka.
- Dobra.
Wstał z łóżka, miał na sobie tylko krótkie spodenki i bokserkę. Pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi.
- Stój do cholery tylko się ubiorę - wypowiedział zaspany
- Po co?
- Jak twoi rodzice zobaczą tatuaże to się przeżegnają.
- Ee tam! Chodź już! - zaśmiałam się, byłam taka szczęśliwa. Właściwie nie wiem czemu.
- O mój boże co za dziewczyna.
- I za to mnie lubisz! - wyszczerzyłam się
Zeszliśmy na dół i zobaczyliśmy stertę prezentów pod choinką, za nami wyszli rodzice i mój brat.
Rozdałam wszystkim prezenty, rozdzierając papier zobaczyłam śliczną, czarną sukienkę z koronkowymi rękawami do łokci.
John dostał bluzę z logo swojego ulubionego zespołu, moja mama piękne srebrne kolczyki a tata jak co roku - krawat, ma już ich całą kolekcję ale zawsze jest zadowolony kiedy dostaje kolejny.W jego zawodzie garnitur i krawat jest niezbędny.
- Zayn a ty co dostałeś? - zapytałam patrząc na zamyślony wyraz twarzy chłopaka.
- Nie wiem - powoli oderwał papier i otworzył pudełko.
Dostał... czarno-biały szalik.
- Zauważyłam że nie masz nic takiego, a na dworze zimno. Tak żebyś się nie przeziębił - skomentowała moja mama patrząc na Malika - Podoba się?
Może jest trochę staroświecka ale strasznie opiekuńcza i widać że bardzo polubiła Zayna.
- Tak, bardzo mi się podoba i na pewno się przyda - uśmiechnął się do niej.
- To wspaniale!
Widziałam że dziwnie patrzy na jego tatuaże. Nie lubiła takich ludzi, od  razu myślała o nich że to źli ludzie, ale chyba Zayn przekonał ją że nie zawsze tak jest.

***

- John co się dzieje? - siedziałam w pokoju brata próbując z nim porozmawiać - John do cholery.
- Nie rozumiem w ogóle co ty ode mnie chcesz!
- Chcę z tobą pogadać, jesteś jakiś inny, nie poznaję cię.
- Dużo się zmieniło.
- Czyli? - usiadł obok mnie.
- Ciebie nie ma, ojciec cały czas siedzi w pracy a jak wróci to cały czas się kłócą i potem ja obrywam. Mam ich dość!
- Johnny, pogadam z nimi. A teraz się uśmiechnij i powiedz mi jaka jest moja przyszła bratowa
- Uśmiechnął się - To jeszcze nic poważnego, na razie powiem Ci że ma na imię Kate.
- Uhm. Ładnie, mam nadzieję że jeszcze kiedyś ją poznam - wyszłam z pokoju i udałam się do swojego, gdy powiedział że jego dziewczyna ma na imię Kate od razu miałam na myśli moją przyjaciółkę.. ale to nie możliwe przecież oni się nienawidzili.

Zamknęłam za sobą drzwi i wlepiłam wzrok w Zayn'a siedzącego na łóżku i trzymającego ramkę ze zdjęciem. Usiadłam obok niego.
- Kto to? - zapytał a ja spojrzałam na zdjęcie.
- To mój brat Jack - po moim policzku spłynęła mała łezka.
- To gdzie on jest, nie przyjechał na święta?
- Nie Zayn, on nie żyje - rozpłakałam się.
- Keny, przepraszam nie chciałem.
- Nie wiedziałeś, miałeś prawo się zapytać- wtuliłam się w jego tors a on objął mnie ramionami.
Uspokoiłam się trochę i łkając opowiadałam.
- Pamiętasz te nasze zwierzenia kiedyś w nocy? Jak mówiłam że pod tym klubem John mnie uratował, wtedy cię  okłamałam to właśnie Jack to zrobił. Skłamałam bo nie chciałam się przed tobą rozkleić.
- Rozumiem - przerwał mi.
- Był starszy o 2 lata, martwił się o mnie, próbował wyciągnąć z nałogu i właśnie wtedy pod klubem. Jestem mu wdzięczna aż po dziś dzień. Lubił ostrą jazdę, nie raz miał wypadek ale zawsze jakimś cudem wychodził z tego mimo że było nawet zagrożenie życia. Pewnego wieczoru on i jego koledzy kompletnie pijani wracali z dyskoteki. Postanowili że pojadą samochodem. Jeden z nich wsiadł za kółko, była jesień, padało. Jechali tak szybko że wpadli w poślizg, uderzyli w drzewo. Wszyscy zginęli na miejscu. Nie mogłam się z tym pogodzić, miałam roczną żałobę, nie chciałam żyć. Po wizytach u psychologa jakoś doszłam do siebie i zrozumiałam...że już nigdy go nie przytulę.
Ponownie wybuchłam płaczem i przytuliłam się do chłopaka.
- Przykro mi - przytulił mnie tak mocno że myślałam że mnie udusi. Siedzieliśmy w ciszy, wtuleni w siebie chyba z 10 minut. Zayn podał mi chusteczkę i wytarłam mokre policzki





***

Szliśmy ośnieżonym chodnikiem prawie wcale nie rozmawiając.
- Gdzie idziemy? - zapytał.
- Zobaczysz.
W końcu doszliśmy do celu, przeszliśmy przez wysoką czarną bramę cmentarza.
- Cmentarz?
- Tak.
Przeszliśmy parę alejek, zatrzymałam się przy małym nagrobku, wyjęłam z kieszeni ciepłego płaszcza znicz i zapaliłam go.  Przetarłam rękawiczką litery które pokrył śnieg.
"Jack Williams
  Żył lat 17
  Zmarł śmiercią tragiczną
  Pokój jego duszy"
- Grób twojego brata?
- Tak, miejsce gdzie przychodziłam codziennie. Możesz sobie pomyśleć że jestem nie normalna ale przychodziłam i rozmawiałam z nim, opowiadałam mu jak było w szkole, co się wydarzyło, zwierzałam mu się.
- To normalne, rozumiem cię.
Posiedzieliśmy chwilę w ciszy patrząc na nagrobek i poszliśmy na spacer do parku.
Idąc przez odśnieżonym chodnikiem rozmawialiśmy.
- Więc już znasz całą prawdę - powiedziałam na co słodko się uśmiechnął  - usiądź tu a ja pójdę po coś na rozgrzanie.
- Okej.

Z PRSP. ZAYNA

Siedziałem na ławce patrząc w telefon. Było spokojnie dopóki jakaś dziewczyna nie wypieprzyła się na śliskim chodniku. Wstałem z ławki i pomogłem jej wstać. Miała intensywnie czerwone włosy i piwne oczy. Na stopach miała skórzane botki, na nogach leginsy i kurtkę w pstrokate wzory. Wyglądała jak klaun ale każdy ma inny gust.
- Dziękuję - spojrzała mi w oczy - Zayn?
- Taak, tylko jest problem ty znasz mnie ale ja nie znam ciebie.
- Ah, Kate jestem. Nie ma z tobą Keny?
- Jest poszła na chwilę - w tym czasie podeszła do nas Kennedy z kubkami parującej herbaty w ręku.
- Oo więc już się poznaliście.
- Tak jakby - odpowiedziałem patrząc na nią pytająco.
- To jest moja przyjaciółka.
- Aha miło mi - podałem jej rękę, odwzajemniła.
Usiedliśmy na ławce z kubkami herbaty.
- Boże kochana jak ja dawno cię nie widziałam. W ogóle nie dzwonisz ani nic.
- NIE MA TAKIEGO NUMERU - zacytowała jej Keny.
- A no tak! Zmieniłam numer, masz - podała jej karteczkę.
- Mam pytanie - wzięła łyk herbaty
- Słucham cię - odpowiedziała jej czerwono włosa.
- Nie wiesz czasem z kim chodzi mój brat?
- Doskonale tą osobę znasz.
- No chyba nie - uniosła jedną brew do góry.
- Pf. Kiedyś sam ci powie, ja się nie mieszam. Zmieńmy temat. Mam dla ciebie złe wieści kochana.
- Mów!
- Twój były grasuje, Mark wszędzie Cię szuka - spoważniała.
- Cholera.. spotkałam go ostatnio pod klubem miał racje mówiąc że jeszcze się spotkamy.
- Może cię nie znajdzie.
- Pomyśl czasem, on ma znajomości kilka telefonów i wie gdzie jestem.
- Masz przejebane.
Dziewczyny jeszcze chwilę gadały ale nie interesowało mnie o czym, paląc papierosa wpatrywałem się w dziewczynę siedzącą na przeciwko.
--------------------------------------------------------------------------------

Cześć! Rozdział krótki ale myślę że w miarę fajny. Dziękuję za przeczytanie i gorąco zachęcam do przeczytania również 18. Mój drugi blog został usunięty ale mam mega pomysł na nowy, chcielibyście? Historia naprawdę będzie ciekawa. Odpowiedź w komentarzu. Pozdrawiam ;*
KOMENTARZ - WIELKA MOTYWACJA 




5 komentarzy:

  1. PIERWSZA :D Tak,chcemy następnego bloga,tak ten rozdział powalił na kolana,nie, nie wiem co napisać dalej,chyba tylko tyle że osiemnasty ma się pojawić niedługo bo zwariuje! :*
    Całuje Nobody:*

    OdpowiedzUsuń
  2. spoko rozdział Nacia

    OdpowiedzUsuń
  3. Mrs.Malik z cała odpowiedzialnością mogę stwierdzić że twój blog jest THE BEST OF WORLD życze weny i czekam na kolejny rozdział ❗❗❗❗❗

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuperrr rozdzial, czekam na wiecej!! :P
    -Paula

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie jak zawsze :***

    OdpowiedzUsuń