Strony

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 16

16 grudnia - czwartek

- Obleje to! Obleje na pewno! - darłam się na cały pokój.
- Nie denerwuj się - uspakajał mnie wciągnięty w treść książki Malik.
- Jak ja mam się nie denerwować?  Jak? Mi w przeciwieństwie do ciebie zależy żeby mieć przynajmniej 3.
- Przecież mi też zależy - nie odrywał wzroku od książki.
- Taa.. widać - odpowiedziałam ironicznie.
- No wiesz mi zawsze babcia mówiła że najlepszym sposobem żeby zapamiętać to przeczytać wszystkie notatki a potem się przespać. Więc jak? - oderwał wzrok od książki, uśmiechnął się szeroko i zadziornie poruszał brwiami.
- Albo ty źle to zrozumiałeś albo twoja babcia była zboczona.
Chłopak wybuchł głośnym śmiechem i wrócił do czytania. Ja natomiast wróciłam do tony kartek na których były zapisane najważniejsze pojęcia. Czytałam i czytałam i nie mogłam ogarnąć. Właściwie to ja już nie rozumiem czego w tym nie rozumiem. Ponownie zaczęłam panikować i machać nogami ze złości.
- Możesz być cicho? Próbuję czytać - Zayn popatrzał na mnie jak na idiotkę.
- A co czytasz? - wynurzyłam głowę z tony kartek.
- Książkę.
- No nie zauważyłam - zironizowałam - O czym?
- O I wojnie światowej.
- Od kiedy ty takie rzeczy czytasz?
- Wolę to niż jakieś głupie historie romantyczne.
- Ja tam takie książki lubię.
- No przecież  jesteś dziewczyną.
Pokiwałam głową, położyłam się na plecach i wpatrywałam się wtedy niezwykle ciekawy, biały sufit.
Po 10 minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - wrzasnęłam ochrypnięta.
Do pokoju wszedł mój pożal cię boże brat - John.
- Siema siostra, co tam?
- Nie najgorzej, a u ciebie?
- Jakoś się żyje, nudno bez ciebie w domu, tak cicho.
- No zapewne, nie ma kto broić. A co u rodziców?
- U nich w porządku. Przyjeżdżasz na święta?
- Nie wiesz nie przyjeżdżam- kolejny raz użyłam sarkazmu- ale tak naprawdę to z chęcią zostałabym tutaj w szkole, na myśl że te bachory będą się kręcić po całym domu to mi się nie dobrze robi.
- No tak, z kuzynami nie jest łatwo. A ty jak spędzasz święta? - Johnny zwrócił się do Zayna.
Co za debil.
Malik spuścił głowę ale odpowiedział mojemu wścibskiemu bratu.
- Hm, na rodziców nie mam co liczyć, dziadkowie mieszkają 300 km stąd. Zostaje mi tylko spać pod mostem.
- Jak to pod mostem? Czemu na rodziców nie masz co liczyć? - spytał ponownie John.
- Długa historia - rzucił książkę na szafkę nocną.
- Mam pomysł! - olśniło mnie - Może na święta przyjechał byś do nas?
- No to świetna myśl - przyznał mój brat.
- To jest święto rodzinne, a ja do waszej rodziny nie należę - oznajmił Malik
- To nie tylko święto rodzinne, kiedyś zapraszaliśmy nawet naszego nowego sąsiada, młody student rodzinę miał daleko. Nasi rodzice na pewno zgodzili by się ciebie u nas gościć, a moja mama na 100% była by zła jakby się dowiedziała że jest taka sytuacja a my cię nie zaprosiliśmy. - spojrzałam na niego z uśmiechem - prawda ? - zwróciłam się do brata.
- Całkowita prawda - przytaknął John - Więc jak? Święta u nas?
Zayn po chwili namysłu, podniósł głowę i odpowiedział.
- Tak, dzięki.
- To dla nas wielka przyjemność.

***

23 grudnia

- Zimno - oznajmiłam kiedy staliśmy zmarznięci na przystanku.
- Zdążyłem zauważyć - wyszczerzył się Malik.
Był dzień przed wigilią, miał przyjechać po nas mój tata ale miał jakąś ważną sprawę do załatwienia. Jak zawsze. Czekaliśmy na przystanku na przyjazd autobusu.
- Kennedy? - chłopak zawołał moje imię patrząc na rozkład jazdy autobusów - Będziemy tu czekać jeszcze pół godziny.
-Jak to? - tak jak on wlepiłam wzrok w zniszczoną, białą kartkę.
- Mam dla ciebie dobrą rade... nastaw sobie dobrze zegarek w telefonie.
- Kurwa... - chłopak wybuchł śmiechem.
Po 5 minutach zaczęły przychodzić kolejni ludzie.  W większości były to staruszki więc musieliśmy ustąpić im miejsca. Zostało tylko jedno, oczywiście Zayn zaproponował mi żebym usiadła, jaki gentleman. Siedziałam oglądając dokładnie moje kremowe wełniane rękawiczki, podczas gdy Malik oparty o przystanek, palił papierosa i wlepiał wzrok w duże zaspy śniegu, dzisiaj na szczęście nie padało. Większa część pasażerów stanowiły starsze panie które krytykowały to co robi. Słyszał to doskonale i zaczął się z nimi kłócić, z czego miałam niezły ubaw.
Wyzywały go od łobuzów i zatruwaczów środowiska a Zayn wcale się z nimi nie patyczkował.
- Zayn, choć teraz ty usiądziesz - wstałam z miejsca i ustąpiłam  mu miejsca.
On pokiwał głową na tak, usiadł, złapał moje biodra i posadził mnie na swoich kolanach.
- Głupie baby z epoki kamienia łupanego, kurwa - powiedział Malik.
- Ah te młode, tylko palenie i głupoty w głowach. Ty chłopcze nie jesteś za młody za dziewczynę? - zapytała jedna z chyba najstarszych pań.
- Nie - odpowiedział stanowczo i pocałował mnie namiętnie w usta, nie dało się tego nie odwzajemnić. W końcu nasze usta odkleiły się od siebie, uśmiechnęłam się do niego, jedna z nich miała się odezwać, ale chyba wszystkie zrozumiały że z Zayn'em nie ma się co kłócić
Po paru minutach przyjechał upragniony autobus.

***

Otworzyłam wysoką, ciemną furtkę od mojego domu rodzinnego i weszliśmy do środka. Już przy pierwszym kroku przywitał nas mój pies Fado, duży golden retriever. Przywitał mnie radośnie machając ogonem i głaskając go polizał kilka razy moje policzki, czego nienawidziłam, ale to i tak było słodkie. Potem rzucił się w stronę Zayna i zaczął lizać po całej twarzy.
- Dobra, już już! - krzyczał Malik
- Fado! - zawołałam psa, a ten na widok mojego palca który wskazywał na budę, udał się w jej stronę. - To dziwne, zwykle nie rzuca się na obcych z tak wielką radością, najwidoczniej ciebie nie da się nie lubić.
- Uwierz, mam wielu wrogów skarbie.
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, w końcu otworzył nam zaspany John.
- Kurwa, o 6.00 rano?
- Johnny, jest 11.25 - popatrzeliśmy na niego jak na debila.
- Co? - jego oczy automatycznie się rozszerzyły - Wchodźcie.
Weszliśmy do środka, założyłam moje miękkie, duże, różowe kapcie przypominające kotki. Zaynowi dałam podobne,  w kształcie samochodów.
- Poważnie? - popatrzył na swoje stopy.
- Nie jest tak źle - wybuchłam głośnym śmiechem.
- Wyglądam jak debil.
- I tak słodko w tych kapcioszkach.
- Ha. Ha.

Zaprowadziłam go na górę do mojego pokoju, były tam dwa łóżka bo zawsze przyjmowałam do siebie kuzynów.
- Proszę bardzo, twoje łóżko - wskazałam na nie - Rozpakuj się - tworzyłam pustą szafę - Ja idę zrobić dla nas wszystkich śniadanie.
- Dobrze.

- Gdzie są rodzice? - zapytałam brata, smarując bułkę masłem.
- Ojciec w biurze a mama u klientki.
Pokiwałam głową z zażenowania.
- To czym się zajmują wasi rodzice? - zapytał Zayn
- Tata jest, powiem ogólnie "biznesmenem" a mama krawcową. Szyje ubrania dla żon milionerów.
- Aha, smacznego - wzięliśmy się za jedzenie kanapek.

----------------------------
Dzień Doberek! I jak rozdział? Myślę że jest nudny ale mam nadzieję że się spodobał.
KOMENTARZ - WIELKA MOTYWACJA DLA MNIE


Także ten no... Jest dobrze xDD

8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Szablon jest bardzo ładny, ale chyba nie tak go ustawiłaś. Jeżeli masz z tym kłopot, chętnie służę pomocą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Może jednak źle go ustawiłam, nie wiem. Robiłam to na szybko. Więc mogłabyś mi jakoś pomóc? :)

      Usuń
    2. Pewnie :) Pod tym linkiem znajdziesz wszystko: http://my-little-dark-graphic.blogspot.com/p/instrukcja.html
      Myślę, że pomogłam :)

      Usuń
    3. Próbowałam to zrobić według instrukcji ale mam jakiś błąd. Może dlatego że nie zamawiałam tego szablonu, robiłam go z kuzynką. Ale dzięki za fatygę :)

      Usuń
  2. haha gif mnie rozwalił,po prostu! kocham Louisa <3 rozdział zajebisty,nie mogę doczekać się następnego,życzę dużo weny :)
    Nobody:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah jak zobaczyłam ten gif to poprostu nie mogłam się powstrzymać żeby go nie wstawić XD Fajnie że rozdział się spodobał i dziękuję :)

      Usuń
  3. Super. Czyta sie i chce sie wiecej dlatego czekam na nexta.
    -Paula :*

    OdpowiedzUsuń